bibuła milanowska

jesteśmy blisko ludzi
Czy to bóg mi to zrobił?

    Stanisławę Walasiewiczównę kochały miliony sportowych kibiców. A jednak, kiedy świat przypadkowo dowiedział się o jej interseksualności, te same miliony zapragnęły odebrać jej wszystkie, ciężko wywalczone, medale. Nie wstawili się za jej pamięcią nawet ci, którzy wcześniej bili pokłony, wynosili jej chwałę pod niebiosa, zachwycali się patriotyzmem i polskim bohaterstwem. Od pamiętnego dnia, zwyciężczyni olimpiady w Los Angeles ( 1932r.) i srebrna medalistka w zmaganiach olimpijskich w Berlinie ( 1936r.) stała się narodowym złem …

    4 grudnia 1980 roku, Stanisława Walasiewiczówna została zastrzelona przez rabusia, na placu parkingowym centrum handlowego w Cleveland ( USA ). W przypadku nagłej śmierci, na skutek zabójstwa, amerykańskie prawo nakazuje przeprowadzenie sekcji zwłok ofiary. Wyniki tegoż badania przyniosły rewelacje na miarę prawdziwego skandalu. Koroner wydał opinię, że zamordowana Stanisława Walasiewiczówna vel Stella Walsh posiadała zarówno męskie (słabo rozwinięte) organy płciowe, jak i pochwę. Doszukano się także w tkankach zmarłej obecność chromosomu Y, który wraz z chromosomem X w jądrze komórkowym, determinuje płeć męską. Dane uzyskane przez koronera potwierdziły fakt, że Stanisława Walasiewiczówna była hermafrodytą, czyli miała cechy zarówno męskie jak i żeńskie. Rozpętano na cały świat dyskusję, kim była wybitna lekkoatletka, kobietą czy mężczyzną? Te rozważania uciął jednym oświadczeniem dr Samuel Gerber, specjalista dokonujący sekcji zwłok. Przed amerykańskim, purytańskim sądem powiedział on sucho – „zamordowana urodziła się dziewczynką, dorastała jako dziewczyna, żyła jak kobieta i zginęła jako kobieta. To jest niezaprzeczalna prawda!” 

    Koleżanka z dzieciństwa Stanisławy Walasiewiczówny, Beverly Perret Conyers, wstrząśnięta śmiercią przyjaciółki stwierdziła, że podejrzenia o męskość przysparzała Stasi ciągłe udręki. Conyers znała sekret anatomii Walasiewiczówny, bo będąc dorastającą panną zobaczyła ją pod prysznicem. Na mój pytający wzrok Stasia krzyknęła – „jestem dziewczyną i czuję się kobietą”, po chwili dodała ze smutkiem – „czy to Bóg mi to zrobił?” 

    Można zadać pytanie, jak to się stało, że w akcie urodzenia, nowonarodzonemu dziecku wpisano płeć żeńską? Myślę, że w 1911 roku, na małej wsi gdzie Stanisława przyszła na świat, bardzo słabo rozwinięty członek, który posiadała, przyjęto za przerośniętą łechtaczkę lub fałd skóry zaś jądra wewnętrzne, które nie zeszły do moszny były po prostu niewidoczne. Później, w miarę upływu lat, jak u każdego człowieka, narząd ten mógł rozwinąć się i urosnąć. Nie mniej trzeba przyznać, że mimo istnienia szczątkowego organu męskiego u noworodka, przypadkowo, ale trafnie, określono płeć. Tę trafność potwierdziło życie, mimo wyraźnych cech maskulinizacji oraz wykształconego członka i posiadanego chromosomu Y, Stanisława Walasiewiczówna czuła się kobietą więc nią była…

    Przytoczyłem przykład seksualności wybitnej polskiej sportsmenki, by na tej kanwie, dalej wyjaśniać i tłumaczyć jak dużo ludzkich niespodzianek funduje nam natura. Musimy pamiętać, że bez dostatecznej wiedzy o tworzeniu się, w okresie prenatalnym, narządów płciowych człowieka i tożsamości seksualnej, często błędnie traktujemy naturalne zjawiska jako dobre lub złe. Bez sensu i absurdalnie je wartościując. Pominę, w swoich rozważaniach ohydny atak, niektórych grup społecznych, na LGBT PLUS. Wynika on najczęściej z niewiedzy, głupoty a czasami ze złej woli, koniunktury, błędnej polityki i pokrętnych interesów różnych ludzi, którzy wciągają nas nieświadomych w walkę plemienną, szafując hasłami: rodzina, wiara lub patriotyzm. Ci, którzy wciągają nas w zło wcześniej czy później odpowiedzą za to osobiście…

    Wielu z nas upatruje niesłusznie źródeł homoseksualizmu
w grzesznej naturze człowieka, wychowaniu, środowisku lub osobistym wyborze, przecież należy pamiętać, że orientacja seksualna rozstrzyga się na etapie życia płodowego.

    Zastanówmy się, czy można podjąć decyzję, że chce się być praworęcznym? Czy przebywając w towarzystwie leworęcznych można „nabawić się” tej cechy i porzucić „zdrowy” instynkt posługiwania się ręką prawą? Dziś te pytania zadaję retorycznie, ale jeszcze w mojej młodości leworęczność była maskowana. W szkole zmuszano nas do pisania prawą ręką. Obecnie wiele instrumentów, narzędzi i urządzeń produkuje się dla mańkutów. Już nikt z nich nie szydzi, nie piętnuje, nie proponuje kursów czy terapii „nawracania” na praworęczność, a przecież, to czy jesteś „mańkutem”, czy „gejem” rozstrzyga się w podobny sposób, na etapie życia płodowego.

    Leworęczność jest wynikiem nadmiaru testosteronu, a nadmiar ten spowalnia wzrost lewej półkuli mózgu rozwijającego się płodu. Jak na ironię, homoseksualizm spowodowany jest w podobny sposób, przy czym zamiast nadmiaru testosteronu, płód męski otrzymuje go zbyt mało, a często też zbyt późno. Naukowcy badający ten naturalny proces skupili się na części mózgu zwanej podwzgórzem, ponieważ wiadomo, że jest ono odpowiedzialne za płeć rozwijającego się płodu. Podwzgórze ma charakter dymorficzny, co oznacza, że jego struktura jest inna u kobiet
i mężczyzn. Jest również odmienna u mężczyzn heteroseksualnych
i homoseksualnych.

    Badania laboratoryjne potwierdziły, że trzecie jądro podwzgórza (INH3) jest u gejów dwukrotnie mniejsze niż u mężczyzn heteroseksualnych. Jądro łożyskowe prążka krańcowego, w skrócie BNSTc (Bed nucleus of the stria terminalis) może decydować
o poczuciu przynależności do określonej płci. Jądro to u mężczyzn jest o prawie połowę większe niż u kobiet, a u transseksualistów ma rozmiary typowe dla ich płci psychicznej. Kolejna morfologiczna różnica dotyczy części mózgu zwanej spoidłem mózgowym przednim. U mężczyzn homoseksualnych jest ono o 18proc. większe niż u heteroseksualnych kobiet i o 35proc. większe niż
u heteroseksualnych mężczyzn.

    Krótko mówiąc po szczegółowych badaniach anatomiczno-fizjologicznych naukowcy są zgodni, że orientacja seksualna nie jest chorobą, zaburzeniem ani problemem emocjonalnym. Homoseksualizm został wykreślony z listy zaburzeń psychicznych przez Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne w 1973r. Dwa lata później stanowisko to poparło Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne. W 1992r. na podobny krok zdecydowała się także Światowa Organizacja Zdrowia (WHO).

    Niestety w Polsce, mimo oficjalnie uznawanych zaleceń WHO, tworzą się grupy terapeutyczne (związane zwłaszcza z kościołem katolickim), które proponują „pomoc osobom o skłonnościach homoseksualnych w przejściu procesu zdrowienia”.

    Przestrzegam przed stosowaniem tego typu praktyk, ponieważ: leczy się choroby, a homoseksualizm nie jest chorobą. Ludzie spod tęczowej flagi LGBT PLUS często potrzebują wsparcia psychicznego, ale nie jest to leczenie choroby! Należy pomóc im, by zaakceptowali swoją orientację, by ułożyli sobie życie zgodnie z nią, i by byli szczęśliwi.

    Pewnym jest to, że wszystko, co jest naturalne, stanowi normalność naszego i innych życia, i zawsze przebije się szczelinami w twardym murze głupoty, wydobywając się na powierzchnię. To życie odgórnie „nieuporządkowane”, przypadkowe, pojedyncze
i konieczne, trwające poza zakazami i nakazami wolne musi być
i niepodległe od unifikacji. Fenomen egzystencji, który tak zdumiewa twardogłowych, jest w końcu podległym prawom natury, rytmowi przemian, cyklowi odradzającej się biologii. Nie przypadkowo „nasze życie rośnie jak trawa, jak kurz, jak mech, jak pajęcza sieć, szron i kolonia pleśni. Ów fenomen Egzystencji Poszczególnej (znamy go z wierszy Wisławy Szymborskiej) ma to do siebie, że rośnie „niezależnie od wojen, rozejmów, rokowań, (…), polityki, zmian klimatu, ONZ, tajnego wyzysku i jawnej tyranii”.

    I choćby nie wiem co czynili poprawiacze naszej rzeczywistości, nasze życie i naszych bliźnich będzie rosło „ponad nami, wokół nas i przez nas”. Być może tylko dlatego, że poza wszelkimi nazwami, hasłami, etykietami, normami i zasadami, poza umową społeczną i wymogiem zbiorowym, poza kodeksem i rozkazem, znajduje się to COŚ, co „nawet wtedy, kiedy nie wie, dlaczego” – to i wówczas przynajmniej „chce żyć jak człowiek”.

Waldemar Stempkowski