bibuła milanowska

jesteśmy blisko ludzi
Ludzie listy piszą

 

    Droga Redakcjo

Od jakiegoś czasu obserwujemy, jak samochody parkujące pod naszym domem na rogu Piłsudskiego i Warszawskiej rozjeżdżają trawnik i bezczelnie na nim parkują na środku. Podobnie jest też po drugiej stronie ulicy, bo samochody parkujące na Warszawskiej, od Piłsudskiego aż po wiadukt, stają na miejskiej zieleni, niszczą trawę i nawet kaleczą drzewa. Co robi w tej sprawie straż miejska? Ano chyba nic. Jak niektórzy mieszkańcy podjeżdżają pod stację, to chcieliby zaparkować pod samym dworcem, najlepiej w drzwiach, a jak nie, to niemalże komuś na głowie. Ale są jeszcze przepisy, które chyba w Milanówku obowiązują, gdzie można parkować, a gdzie nie. Dlaczego nie kontroluje tego straż miejska?

Mieszkańcy domu przy Piłsudskiego (dane do wiadomości redakcji)

 

    Droga Redakcjo

Piszę zaniepokojona okolicą Lasku Lasockiego, a właściwie terenu po drugiej stronie ul. Kościuszki. Był to plac, gdzie parkowały samochody i jest przystanek lokalnego autobusu. Podczas tzw. „rewitalizacji“ Lasku Lasockiego jakaś ekipa przydrogowa wykopała 3 rowy w celu nieznanym mieszkańcom. Rowy te w żaden sposób nie zostały zabezpieczone, nawet taśmą odblaskową. W ciemności ich w ogóle nie widać i już kilka samochodów zaliczyło wpadkę. Dlatego mam prośbę do drogowców dokończcie to „dzieło“ tak, aby było bezpiecznie. A przy okazji w Lasku Lasockiego ustawiono bardzo dużo ławek z koszami na śmieci. Myślę, że mogłoby ich być spokojnie mniej, a przydałyby się bardziej na przystankach autobusowych. Ludzie jeżdżą do centrum na zakupy, do grodziskiego szpitala, często długo czekają z tobołami w ręku, a autobusy jeżdżą rzadko. Litości.

Ewa Noińska

 

    Droga Redakcjo

Szanowna Redakcjo Godzina 22. Mieszkam i pochodzę z Milanówka i dlatego dobro tego miasta leży mi na sercu. Po kilkunastu latach „posuchy” kulturalnej wreszcie coś jakby drgnęło, coś zaczęło się dziać, mam na myśli próby ożywienia centrum miasta i ulicy Warszawskiej. Osobiście najbardziej cieszy mnie kulturalna, a w szczególności muzyczna działalność kawiarni L’ Amour Maison, jestem stałym bywalcem na koncertach i pokazach filmów. Od pewnego czasu wydarzenia te są zakłócane przez interwencję straży miejskiej wzywanej przez jednego, ciągle tego samego mieszkańca domu Piekarskiego, czyli budynku, w którym mieści się kawiarnia. Podczas ostatniego koncertu strażnik stanowczo domagał się „ściszenia” muzyki a następnie ukarał właścicielkę kawiarni mandatem. Pamiętam, że kilka lat temu podobna sytuacja miała miejsce podczas koncertu organizowanego przez położoną w pobliżu, nieistniejącą już kawiarnię U Artystek. A wówczas koncert odbywał się w ramach akcji „Otwarte Ogrody”. Drodzy Sąsiedzi zastanówcie się i odpowiedzcie sobie na pytanie czy Milanówek ma się rozwijać i proponować mieszkańcom oraz turystom bogatą ofertę kulturalną? Przecież ta kawiarnia mieści się w samym centrum naszego miasta! Trudno sobie nawet wyobrazić taką sytuację na starym mieście w Warszawie, Poznaniu, Łodzi czy Krakowie, czy każdym innym turystycznym miejscu w Europie! Przy takiej „życzliwości” sąsiadów i podejściu straży miejskiej możemy zapomnieć o wizji ulicy Warszawskiej tętniącej życiem.

Niewolnicy godziny 22

 

    Droga Redakcjo

W ostatnim Biuletynie Pan Sekretarz dał wyraz temu, że jest dręczony przez „mniejszość radnych“, którzy używają do tego tak okrutnych narzędzi jak interpelacje i wnioski o informację publiczną. Następnie Pan Sekretarz podał nieco dramatycznych opisów, dotyczących cierpienia jakie przeżywa. Całość jest wysoce niesmaczna i nieprofesjonalna z kilku powodów. Po pierwsze, opisane przez Pana Sekretarza problemy ewidentnie dotyczą organizacji pracy w urzędzie, a ta jest obowiązkiem Sekretarza Miasta. Jeśli organizacja pracy leży, to nie jest to wina mitycznej „mniejszości radnych“, tylko tego, że osoba zatrudniona jako Sekretarz Miasta nie radzi sobie ze swoimi obowiązkami. Całkowicie niezrozumiałe jest więc dlaczego Pan Sekretarz opowiada na łamach Biuletynu o swoich problemach z wywiązywaniem się z powierzonych obowiązków. Powinno być to załatwione pomiędzy nim a burmistrzem w formie podnoszącego kompetencje szkolenia, planu naprawczego czy przesunięcia na stanowisko bardziej odpowiadające kompetencjom. Po drugie, skoro już Pan Sekretarz zdecydował się opowiedzieć wszem i wobec, że nie radzi sobie z obowiązkami to szkoda, że nie poruszył pełnego spektrum swoich problemów. Należałoby wówaczas wymienić jeszcze np brakującą w urzędzie dokumentację, opóźnienia w publikacji danych w BIP (czasem sięgające kilku miesięcy), rozbieżności w podawanych danych (np. dot. aktualnego zatrudnienia w UMM). Wyjaśnienie powodów byłoby z pewnością interesujące dla mieszkańców bardziej niż to, czym różni się interpelacja od zapytania (co jest sprawą techniczną między urzędem a radą). Po trzecie najbardziej nieakceptowalnym aspektem sprawy jest jednak to, że Pan Sekretarz zamiast obiektywnie spojrzeć na przyczyny swoich problemów zawodowych zdecydował się nie tylko na poszukiwanie jakichś „winnych“ swoich nieszczęść, ale na instruowanie jak powinni mu „ulżyć“. Absurd takich pomysłów właściwie nie pozwala na ustosunkowanie się do nich. Pozostaje tylko wyrazić nadzieję, że w kolejnym numerze Biuletynu przywołany kolejnymi „nieszczęściami“ Pan Sekretarz nie będzie publicznie narzekał np. na jakąś „mniejszość pracowników“ utrudniających pracę biorąc urlopy, przy okazji instruując ich, żeby chorowali według harmonogramu bo inaczej on sobie nie radzi.