bibuła milanowska

jesteśmy blisko ludzi
Muszę to z siebie wyrzucić …

Muszę to z siebie wyrzucić w publiczną przestrzeń, bo rozmowy z milanowskimi przyjaciółmi, z którymi jedziemy na tym samym, zdezelowanym wózku, już nie wystarczają. Wiele osób czuje to samo, skończyły się argumenty, którymi można by się wzajemnie pocieszać, braknie podstaw dla optymizmu…

Milanówek… 31 lat temu wyprowadzka z Warszawy. Dlaczego? Bo sąsiedzi puszczają disco do późna w nocy i nie można spać, bo latem smród z parkingu nie pozwala wyjść na balkon, bo pies nie ma gdzie pobiegać, bo dziecko w drodze, a drugie w przedszkolu i chciałoby się, żeby miało domek na swoim drzewie i trawę pod stopami, zamiast babrać się w psich kupach na osiedlowym podwórku. Last, but not least – bo brzydko, ohydnie zaczyna być wokół. Po 89 roku jak grzyby po deszczu wyrastają łóżka polowe z niemieckimi proszkami do prania i żelkami Haribo, szczęki i ni to plastikowe, ni metalowe tandetne wieżowce. W centrum Warszawy, pod Pałacem Kultury, wielkie targowisko. Śmieci, bród, żółty ser i mięso sprzedawane z samochodów, w kurzu i bez żadnych zasad higieny W powietrzu czuje się wprawdzie optymizm, ale to, co oczy widzą, to Trzeci Świat. Dusza cierpi.

Więc Milanówek… pomnikowe, monumentalne dęby, pozostałość Puszczy Jaktorowskiej, przedwojenne wille, zabytki architektury, wciąż żywe ślady dawnej świetności. I żyje się w wolniejszym tempie.

Od przyjaciół (@Ewa Korczewska) wiadomość, że jest taki dom, od razu do zamieszkania, z potencjałem do przebudowy.

Nasz dom z 41 roku – przy raczej skromnych funduszach i trójce dzieci będzie co robić przez całe życie. Ale spora działka, wokół pola, łąki, dzikie zwierzęta.. Sąsiad ma krowę i ona ryczy z rana, koguty pieją; kilkanaście drzew na działce, w tym trzy całkiem okazałe dęby, kolejne się zasadzi. Dom się stopniowo przerobi, przebuduje, rozbuduje. Zlikwiduje te pordzewiałe ogrodzenia, wyjmie z ziemi te betonowe bloki, z wakacyjnych podróży przywiezie się ciekawe kamienie, jakich nie ma na okolicznych polach, założy trawniki, a od Łukasza (@Łukasz Łuczaj) kupi się pierwsze wtedy w Polsce mieszanki naturalnej łąki kwietnej. Wyczyści, przemaluje, zdejmie starą farbę, zaolejuje, będzie widać stare naturalne drewno i to piękne usłojenie… Trochę pieniędzmi, fachowcami, ekipami, Ukraińcami, dużo własnym pomysłem, samodzielnie, bo fajnie jest dawać nowe życie starym rzeczom – i będzie ładnie! Duch zero waste, termin jeszcze wtedy nie znany, towarzyszył nam od początku. Taki pomysł na życie.

I jak mantra taka myśl: zachowaj to, co ładne, cenne, co stworzyła natura lub co człowiek wykonał z miłością, dla piękna. Kiedy patrzysz i czujesz, że chcesz blisko tej rzeczy przebywać, że ona do ciebie przemawia – zachowaj, nie niszcz. Zrozum to miejsce, wczuj się, a potem, jeśli musisz, ingeruj. Wkomponuj się, ingeruj jak najmniej. Dostrój się do krajobrazu, uczyń go piękniejszym. Dbaj o to miejsce jak umiesz, bo tu mieszka genius locci, czujesz go, a to rzadkość..

Rok 2021, sobota.. Jadę do centrum Milanówka. W samym centrum, tam gdzie jeszcze wczoraj był las, gdzie jest strefa konserwatorska, chroniona prawem, teraz jest wyrąbisko, cmentarz po kilkudziesięcioletnich drzewach. Wyrąb trwał całą sobotę. Mimo protestów radnych i mieszkańców, żadne służby, z burmistrzem włącznie, nie zatrzymały rzezi. Pozwolenie na wyrąb podobno zostało w domu, nie zostało okazane. Gołym okiem widać, jaki jest cel tego przedsięwzięcia: zmiana planów zagospodarowania przestrzennego. W tle już developer zaciera rączki. Ale jeśli nawet w tym miejscu nie powstanie apartamentowiec lub pawilon handlowy, tylko jakimś cudem uda się odwrócić krzywdę i zasadzić nowe drzewa, to i tak zobaczą je dopiero następne pokolenia.

Mam ściśnięte gardło. Swoje drzewa zwalone przez tornado pięć lat temu opłakałam i zasadziłam nowe. A tu…! Jakim trzeba być barbarzyńcą, by pozwolić na taką rzeź!

Idę na spacer: szczeniak dotąd trzymany w domu, teraz już trochę podrósł i wylądował pod drzwiami. Ogrodzenia brak. Biega po ulicy. Kończy na łańcuchu z tyłu domu. Na podjeździe dwa samochody, wyższa półka cenowa. Na ogrodzenie nie starczyło, szczeniak płacze, bo oddzielenie od stada w młodym wieku sprawia psom fizyczny ból. Są badania naukowe, zresztą słychać, że cierpi. Ale kto by się przejmował, to tylko pies.

Wieczorny spacer w okolicy, przed snem, dla zdrowia:: smród aż zatyka. Stale te same kominy wypuszczają truciznę. Straż Miejska ma to gdzieś. Nic się nie dzieje, byśmy w tym niby mieście-ogrodzie mogli oddychać. Drzewa, naturalna fabryka tlenu, padają. Wyrastają apartamentowce.

Na sąsiedniej ulicy husky na łańcuchu od lat. Urodził się, by biegać, by przemierzać dziennie dziesiątki kilometrów. Tu jest zakładnikiem ludzkiego egoizmu, braku empatii, niewiedzy i po prostu złej woli. Organizacje chciały zabrać, poprawić los psa, ale nie oddam, bo mój i dopiero zaszczepiłam! Sam nie zadbam, i drugiemu nie dam.

Na horyzoncie, gdzie jeszcze kilka lat temu wzrok tonął w czarnej otchłani, „wesoło” migają ogromne neony i oświetlenie magazynów Pennetoni przy autostradzie. Będą tak świecić całą noc. Łuna na całej zachodniej stronie nieba, nowy, stały element krajobrazu.

Zabytkowe, unikatowe wille i pałacyki, Turczynek, Zosinek niszczeją od 30 lat. Żadna władza nie pochylila się nad ich pięknem i nie znalazła na nich pomysłu. Jedyna, można powiedzieć, na światowym poziomie ulica Krasińskiego, z kostki granitowej, stała się kością niezgody mieszkańców i była burmistrz przepłaciła ją stanowiskiem. Na pozostałych uliczkach, jeśli już są utwardzone, szyku zadają kostki Bauma – takie jak w każdej polskiej wsi, w której zaradny wójt po otrzymaniu środków unijnych wymienił krzywe płyty chodnikowe. Upstrzone psimi kupami, bo koszy na śmieci za mało, zresztą, niewiele osób korzysta z torebek. Prawdziwa feria śmieci w nielicznych laskach i parkach oraz na obrzeżach. Mimo działającego od lat programu wywozu i segregacji śmieci wciąż wygodniej jest wyrzucić je do rowu, na łąkę, do lasku…

Jedyne odrestaurowane wille, pałacyki, rezydencje to te prywatne, z prywatnego kapitału. Chwała ich właścicielom, że ich nie zburzyli, pewnie wybudować na ich miejscu dworek polski z kolumienkami taniej by wyszło. Za to kolejne bloki, bloczki i apartamentowce.

Czasem myślę, że trzeba by się stąd zabierać, tylko dokąd?

Elżbieta Bazgier  

 

zdjęcia: Piotr Napłoszek, Tamara Gujska