bibuła milanowska

jesteśmy blisko ludzi
Lato

Lato, lato, lato czeka…

… Razem z latem czeka rzeka, razem z rzeką, czeka las, a tam ciągle nie ma nas…

    To śliczna piosenka, chyba? z wzruszającego filmu- „Szatan z 7 klasy”. Jako dziecko i zostało mi to do teraz, uwielbiałam podróże i wakacyjne wyjazdy. Oczywiście, dziecinne, PRLowskie podróże były krajowe, innych nie znałam. Wakacyjna Polska, w czasach, gdy nie można było, ot tak, wyjeżdżać za granicę, była  miłą koniecznością. Bardzo lubiłam nowe miejsca, ale do starych miejsc, zapachów i miasteczek bardzo chętnie wracałam.

    Proszę sobie wyobrazić, że nie miałam nic do gadania , w sprawie wyboru wakacyjnego miejsca i czasu. Byłam informowana, gdzie jedziemy i  cieszyło mnie, to że jedziemy gdziekolwiek. Że będzie sleeping, albo 1 klasa zatłoczona, tak samo jak druga, albo nasz samochód Mercedes V 170, którym ojciec woził mnie i małoletnie koleżanki nad Zalew Zegrzyński, do Jachranki. Wzbudzaliśmy sensację, bo machałyśmy gołymi nogami i tatuś się wstydził. Albo zabierzemy się luksusowym Wartburgiem, adoratora Mamusi, nad morze  i będziemy mieszkali w pensjonacie z wyżywieniem. To, akurat było bardzo miłe, bo jako Hania Bania, niezwykle lubiłam wakacyjne mielone, czy ciasta w marmurek. Każde miejsce pachniało inaczej. Cudownie, klejem i rozgrzanym drewnem- domki campingowe z płyty spilśnionej, nad Zalewem Zegrzyńskim. Pensjonaty, pastą do podłogi i kokosowymi chodnikami, Domy wczasowe WDW, czystą, białą pościelą, a po południu pieczonymi ciastami.

    Do teraz się uśmiecham wspominając dom Barburka w Iwoniczu Zdroju. Należał do Ministerstwa Górnictwa i Energetyki , w którym radcą była moja mama. Był przepiękny, choć łazienka była na korytarzu i pachniała mokrym drewnem. No i w Zakopanym raj, bo były Domy wojskowe i górnicze, które zawsze miały swoją kawiarnie z szafami grającymi, kręgielnie i tarasy. Wieczorami wszyscy (dzieci w pokojach) tańczyli tanga i  różne modne ramoty, a o 22 cisza nocna.

    Pociągi, pachniały sadzą i smarem, oraz rozgrzanymi szynami, dorożki śmierdziały baranicą, a autobusy nie wiadomo czym, ale okropnie, wszystkimi pasażerami. Na wakacje, czekało się od razu po powrocie z wakacji.

    Trzepie mnie nostalgia wakacyjna, dlatego od 20 lat jeżdżę do Buska w tym samym towarzystwie i do tego samego Spa. Dlatego też, jeżdżę do magicznego domu Zaiksu i mam śniadanie do łóżka, oraz widok na Grand Hotel.

    Nie napisałam słowa o wakacjach zagranicznych, bo w wakacje jestem w przepięknej Polsce  i kolęduje po letnich domach przyjaciół . Oszczędzam sobie kolejek na lotnisku, tłoku w restauracjach, zrujnowaniu kręgosłupa, przez siedzenie w aucie i stresu cenowego, ale to dopiero ostatnio. Czekam, na dolara po 80 złotych, jak za komuny. Ostatnio mówi się o tym, że ludzi nie stać na wakacje. Nie rozumiem, nasz cudowny rząd daje 500 na dziecko, to na 4 dzieci 2000. Benzyna po 8 złotych, a od czego rowery? A obozy wędrowne? A babcia, o bajońskiej, podwyższonej emeryturze z domkiem i ogródkiem? A, nad lokalna rzeczką  kocyk rozłożyć i pomarzyć o tym co było, przed feralnymi wyborami.

    A teraz serio. Dziecko potrzebuje latem kolegów i czegoś do pływania. Nie musi to być camping w Wenecji, czy w Nicei. Po co jechać i liczyć znikające pieniądze. Kiedy chodziłam w Warszawie do pięknej, czystej szkoły, Tysiąclatki, to na wakacje z klas robiono sypialne sale i przyjeżdżały dzieci ze wsi, na wycieczki do muzeów i oglądanie stolicy.  Szkoda, że teraz jadą 12 godzin samochodem na taki sam camping, jak w Jelitkowie. Poza tym, polecam- lato w mieście, Znam wielu zwolenników, ja też wolę wakacje w maju, czy wrześniu. 

Hanna Bakuła